Organizacja.

Organizacja i motywacja- ale po co ?

Nie raz zastanawiałam się po co nam w życiu ta cała motywacja i organizacja, dookoła wszyscy tacy zmobilizowani do działania, a ja nagle mówię, że przeleżałam ostatnie 5 dni w łóżku i moimi zadaniami było tylko chodzenie do łazienki i do kuchni, oczywiście wszyscy wiemy po co:) Aż pewnego dnia wstałam rano, wykąpałam się, ogarnęłam w mieszkaniu i poczułam się o niebo lepiej. Niestety nie trwało to długo, bo po tej jakże ciężkiej pracy wzięłam laptopa i leżałam na łóżku do samego wieczora znów się nigdzie nie ruszając.
Jakiś czas temu pisałam, że dzięki Alinie sama zaczęłam pracować nad swoim osobistym organizerem na pierwsze pół roku szkolnego poczynając od września. Plan był taki, że tak samo jak Alina wydrukuję swój organizer, ale plany się zmieniły. Gdy zrobiłam cały projekt jak to wszystko miało by wyglądać okazało się, że wystarczy zeszyt 60 kartkowy w kratkę bądź linie, który w razie potrzeby będę mogła dowoli zmieniać, ozdabiać.
Ostatnio zaczęłam się zastanawiać po co mi to wszystko? I doszłam do oczywistych wniosków, pewnie każdy z was dojdzie do tych samych. Organizer jest potrzebny a chociaż by po to, żeby zapisywać w nim co ma się do zrobienia, poczynając od kartkówki w szkole z biologii a kończąc na obowiązkach domowych bądź wizytach u lekarza czy w urzędzie. I powiem wam, że to naprawdę daję efekt, głowa jest wtedy odciążona i nie ma obawy, że o czymś zapomnimy bo raz, że wszystko mamy zapisane a dwa mamy to razem w jednym miejscu. Dlatego mój organizer, będzie organizerem, zeszytem, kalendarzem i brudnopisem w jednym.
Poza tym fajnie, jest zrobić sobie listę rzeczy do wykonania w danym dniu i potem móc po kolei odhaczać każdy punkt z listy, widzimy wtedy ile zrobiliśmy, jakie zrobiliśmy efekty, a co jeszcze nam zostało. Mnie osobiście bardzo motywuje skreślanie z listy ewentualnie zapisywanie co jest zrobione, czyli co zrobiłam pod  wpływem chwili, a nie było na liście. Cały szkopuł tkwi w tym, że jestem cholernym LENIEM I BAŁAGANIARĄ i od czasu mam napady, że w tydzień wywróciłabym całe mieszkanie do góry nogami jak uczestniczki Perfekcyjnej Pani Domu. Problem w tym, że zaraz mi przechodzi i robota jest zostawiona w połowie, bo rozmiar wyzwania najzwyczajniej w świecie mnie przerasta.
Niestety z odgruzowywaniem mieszkania nie jest tak łatwo jak w serialu, ja już się nauczyłam, że lepsza jest metoda małych kroków, po której człowiek się tak nie zniechęca, a wręcz przeciwnie ma ochotę na więcej łatwych zadań, które wbrew pozorom mogą okazać się przyjemne. Poza tym chyba każda z Was się ze mną zgodzi, że lepiej się mieszka w poukładanym, odgruzowanych mieszkaniu gdzie człowiek nie potyka się co chwila o coś co leży na podłodze i nikomu się nie chce tego podnieść, gdzie brud nam nie przeszkadza i wszyscy mieszkamy jak świnki w chlewie a co najgorsze nikomu nie chcę się tego zmienić.
 Niestety z moją depresją bądź stany depresyjnymi nie jest łatwo być uśmiechnięta dzień w dzień i codziennie zmotywowaną, ale staram się naprawdę się staram i mam nadzieję, że wygram i z Panną Depresyjną i zagruzowanym mieszkaniem.
Trzymajcie za mnie kciuki i życzcie powodzenia J


A jakie Wy macie metody na dni, w których macie wrażenie że ktoś inny kieruje waszym życiem i ciałem? 

2 komentarze:

  1. Chyba nie trafiają mi się takie momenty... chociaż nie chcę zapeszać, może czasem i mam :)
    Ale mam za sobą epizody depresyjne, więc z autopsji wiem, jak trudno się dać sobie w takich momentach radę. Gdyby nie pomoc bliskich mi ludzi i nagła zmiana otoczenia nie wiem, czy potrafiłabym z tego wyjść. Teraz powrót do przeszłości wydaje mi się dziwny i niemożliwy, jednak kiedyś to była po prostu nieznośna realność.
    Trzymaj się ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuje :) oj ta to nie jest łatwe, ja też się trzymam dzięki bliskim i temu, ze teraz prace znalazłam.

    OdpowiedzUsuń

Cześć!
Dziękuje, że zajrzałeś, zajrzałaś na mojego bloga i zostawiasz po sobie ślad. :)